Polskie uczelnie mogą przyjmować więcej studentów z Chin niż obecnie. Muszą mieć jednak pomysł na współpracę. Ich atutem jest infrastruktura i świetna, młoda kadra - powiedział PAP prorektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, prof. Jacek Witkoś.
Niż demograficzny sprawia, że polskie uczelnie coraz intensywniej zabiegają o studentów, także zagranicznych, m.in. z Chin - kraju, w którym w 2014 r. studiowało 35,5 mln osób. Według danych resortu nauki w roku akademickim 2014/15 studiowało u nas 949 studentów z tego kraju. Ich liczba mogłaby być dużo większa, polskie uczelnie muszą mieć jednak pomysł na chińskich studentów - uważa prof. Witkoś.
"Polskie uczelnie wyższe są bardzo zainteresowane współpracą z Chinami na różnych płaszczyznach" - powiedział PAP. Dodał, że popularna jest zwłaszcza współpraca bilateralna, w ramach której uczelnie z obu krajów realizują programy wymiany. W praktyce wygląda to tak, że część studiów realizowana jest na uczelni macierzystej, a rok lub dwa lata - w jednostce partnerskiej - tłumaczył profesor, którego uczelnia współpracuje z Uniwersytetem Technicznym w Tianjin, niemal 10-milionowym, satelitarnym mieście Pekinu.
Chińczycy dopiero zaczynają dostrzegać Polskę jako partnera - zauważył prof. Witkoś. Do studiowania w naszym kraju może ich zachęcać rozsądna cena kształcenia oraz uznawany w Unii Europejskiej dyplom. "Najbogatsi Chińczycy będą zapewne wysyłać swoje dzieci do najlepszych uniwersytetów w Australii, USA, Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech. Jest jednak cała grupa ludzi z klasy średniej, którzy mogą sobie pozwolić na wysyłanie dzieci na studia za granicę, ale nie na uniwersytety wiodące. I to jest nasz klient" - sugerował.
Podkreślił, że Polska musi mieć pomysł na partnerstwo z Chinami w dziedzinie szkolnictwa wyższego. "Możemy być doskonałą stacją pośrednią pomiędzy rozpoczęciem kariery studenckiej w Chinach, a dobrym programem doktoranckim w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Powinniśmy być gotowi do tego, by prowadzone u nas w języku angielskim studia przygotowały osobę z Chin i dały jej dyplom unijny - przepustkę do tego, by szukać szczęścia na studiach doktoranckich dalej - w Niemczech czy Wielkiej Brytanii" - powiedział prorektor UAM.
Jego zdaniem internalizacja szkolnictwa wyższego jest dla Polski dużą szansą, której nie należy lekceważyć. "Ponieważ na ten wielki, międzynarodowy rynek edukacyjny z przyczyn historycznych weszliśmy dość późno, musimy na nim znaleźć swoje miejsce. Nie wolno nam z powodu dużej ambicji przepuszczać szans, które się teraz nadarzają" - zaznaczył.
Za atrakcyjnością polskich uczelni przemawia infrastruktura (w którą inwestowano od niemal 20 lat) i znakomita, młoda kadra uczelni. "Są to ludzie posiadający doświadczenie np. z zagranicznych staży podoktorskich, którzy wracają, publikują po angielsku, czytają literaturę po angielsku, i uczą po angielsku" - mówi prof. Witkoś. Dodał, że argumentem przemawiającym za wyborem polskiej uczelni może być nawet dobre połączenie naszego kraju z resztą Europy.
Aby internacjonalizacja polskich uczelni postępowała szybciej, niezbędne jest zdecydowane wsparcie ze strony ministerstwa nauki i powołanie Agencji Wymiany Akademickiej - podobnej do tej, jakie działają w Niemczech, Austrii czy Francji - podkreślił prorektor UAM. "Są tam olbrzymie pieniądze na mobilność. Taka organizacja powinna mieć środki, o które mogliby aplikować studenci zza granicy - chcący studiować w Polsce, i studenci polscy, chcący uzyskać stypendia na wyjazdy. Powołanie takiej agencji to absolutna konieczność" - ocenił.
Prof. Witkoś dodał, że wiele popularnych dotychczas schematów działania przeżyło się. "Działanie typu >>wyślijmy lektora polskiego na Litwę<< jest super, ale dziś potrzebujemy czegoś innego; konkursu, w którym są miliony złotych, by wspierać mobilność" - mówił.
"Jeżeli widzimy, że Uniwersytet Warszawski od pięciu lat prowadzi współpracę i ma umowę bilateralną z uniwersytetem amerykańskim - dajmy pieniądze, by ta umowa jeszcze bardziej ożyła. Jak widzimy, że ktoś z Polski ma dobry program badawczy i chce wyjechać do wybitnego profesora poza Europę - do Brazylii, Chin, USA czy Kanady - musi być miejsce, do którego aplikuje się o środki na taki wyjazd. Gdybyśmy powiedzieli Chińczykom: >>co dziesiąty wasz student dostaje od nas stypendium<<, łatwiej byłoby ich tu ściągnąć. Dziś wszystko zależy od tego, czy dana uczelnia wygospodaruje środki" - tłumaczył.
Profesor zwrócił uwagę, że edukacyjne wymagania Chińczyków są bardzo konkretne. "Chiny to kraj, gdzie co roku podejmuje się ogromne inwestycje infrastrukturalne. Inżynier znajdzie tam pracę od razu. Dlatego interesują ich studia prowadzące do konkretnych umiejętności na rynku pracy; wszystko, co związane z architekturą, budową dróg, inżynierią, komputerami... Liczy się też medycyna, języki obce, ekonomia, zarządzanie" - wyliczał.
Profesor podkreślił, że chińskie uniwersytety znajdują się obecnie w pierwszej setce najlepszych na świecie. "W ostatnich dwóch dekadach Chiny mocno zwiększyły nakłady na szkolnictwo wyższe. Zaprzestają też wysyłania swoich najlepszych ludzi, doktorantów, do USA. Ściągają ich powoli z powrotem. Dokonują też czegoś odwrotnego: dofinansowują najlepsze uniwersytety, żeby przynajmniej na semestr ściągać tam noblistów, by mogli tam nauczać, tworzyć zespoły badawcze. Chińska strategia rozwoju szkolnictwa wyższego staje się powoli strategią kraju dość zamożnego" - powiedział.
PAP - Nauka w Polsce
zan/ mrt/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.