Zmiana narracji o klimacie jest absolutnie potrzebna, ponieważ dotychczasowa strategia się nie sprawdziła – uważa Szymon Bujalski, znany jako „Dziennikarz dla klimatu”. Dodaje, że naukowcy powinni zejść z poziomu abstrakcji, np. skali globalnej - na poziom konkretów, np. skali lokalnej.
Nauka w Polsce: Zajmujesz się pisaniem o klimacie i jego zmianach. Jak rozumiesz to pojęcie?
Szymon Bujalski: Odwołując się do definicji naukowej, zajmuję się obecną zmianą klimatu, czyli tym, jak człowiek poprzez swoją działalność doprowadził do zmian w globalnym klimacie. Ale tak naprawdę jest to tylko punkt wyjścia, aby mówić o konsekwencjach i o tym, jak ten negatywny wpływ człowieka oddziałuje na wszystko, co nas otacza, łącznie z życiem nas samych. Jest to tym bardziej niepokojące, że zmiany wciąż postępują – i przyspieszają.
NwP: Temat zmian klimatu nie jest nowy. Przypomnij, od jakiego czasu jest on widoczny w mediach?
O zmianie klimatu głośno jest szczególnie od początku XXI wieku, m.in. gdy w 2006 roku powstał na ten temat popularny film dokumentalny „Niewygodna prawda” Ala Gore’a. Ale temat faktycznie nie jest nowy i sięga ostatnich dekad poprzedniego wieku. Niewiele brakowało, by problem ten został wówczas odpowiednio zaadresowany, ale z różnych przyczyn zaawansowane międzynarodowe negocjacje zakończyły się niepowodzeniem. Teraz widzimy, jakie są konsekwencje i jak wciąż oddalamy się od rozwiązania tego problemu.
Dziś dużą rolę odgrywa też internet, dzięki któremu na bieżąco obserwujemy wydarzenia z całego świata, oglądając zdjęcia z płonącej Amazonii czy Australii albo relacje z protestów ekologicznych młodych ludzi.
NwP: No właśnie, z jednej strony mamy powszechny dostęp do internetu, dzięki czemu mamy wgląd w to, co dzieje się na świecie. Ale z drugiej strony często nie przywiązujemy dużej wagi do tematu zmian klimatu, które wydają się problemem zbyt odległym. W czym tkwi problem?
Zmiana klimatu jest pojęciem abstrakcyjnym. Nie potrafimy pojąć skali zmian dziejących się na naszej planecie, to przerasta nasz umysł. Często słyszymy, że zmiany w skali planety dzieją się niewyobrażalnie szybko, co oznacza, że wydarzenia te zachodzą przez setki lat, a nawet i setki tysięcy. Przecież z perspektywy naszego życia to jest niewyobrażalne.
Poza tym jako gatunek rozwinęliśmy się m.in. dzięki możliwości zaspokajania swoich podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie, bezpieczeństwo czy przedłużanie gatunku. To te kwestie kierują nami na co dzień. W tym kontekście jakiś niewidzialny problem, jak np. gazy cieplarniane, jest dla nas zbyt dużym abstraktem. Co więcej: ten problem jest tak duży, że nie wiadomo, co z nim zrobić. A skoro nie wiadomo, co z nim zrobić - to być może 'nic się nie da zrobić', więc żyjmy tak, jak do tej pory.
Jednym z problemów jest też język naukowców i operowanie przez nich abstraktami, np. sformułowania, że jeśli średnia temperatura globalna wzrośnie o więcej niż 1 st. C, to klimat zmieni się nieodwracalnie. Taki przekaz jest jak najbardziej prawdziwy, ale dla większości społeczeństwa niezrozumiały. Po prostu nie zdajemy sobie sprawy, że cieplejsza o 1 st. C Ziemia to coś absolutnie innego niż cieplejsza o 1 st. C Polska.
NwP: Jak to inaczej powiedzieć?
Można to na przykład wyjaśnić, że w związku z tym wzrostem będzie coraz więcej ekstremalnych zjawisk pogodowych, które będą niszczyć plony, a one będą coraz gorszej jakości, coraz rzadsze i droższe. Może podrożeć oliwa z Włoch, pomarańcze z Hiszpanii, kawa z Brazylii czy kakao z Etiopii. Już teraz widzimy, jak ceny rosną, a to dopiero początek.
NwP: A co ze straszeniem skutkami zmian klimatycznych? To dobra narracja?
Przedstawianie faktów nie jest straszeniem. Jeśli chcemy być świadomymi obywatelami, którzy chcą wiedzieć, co się dzieje na świecie - to nie możemy się chować pod ochronnym parasolem albo udawać, że nic się nie dzieje. Oczywiście nie chodzi o nadmierne straszenie albo grożenie, że sytuacja może prowadzić do załamania społecznego, bo na stole leży wiele możliwych scenariuszy. Nie możemy więc przewidzieć, jak bolesne będą konsekwencje zmiany klimatu, czym dokładnie się objawią, jak przygotują się do tego społeczeństwa i jak zareagują rządy z całego świata. Katastrofalne skutki są jednym z możliwych scenariuszy i niestety dość możliwy, ale mówienie tylko o tym nie wystarczy.
Obok tego informowania trzeba też jednocześnie pokazywać narzędzia do wyjścia z tego kryzysu: mówić, co sami możemy zrobić, żeby było lepiej, a przede wszystkim co mogą zrobić rządy, korporacje i inni decydenci. Tutaj jednak zaczyna się jeszcze temat polityki i powiązań różnych interesów.
NwP: Skoro do tego nawiązałeś, da się rozmawiać o zmianach klimatu bez tematu polityki?
Nie. Wynika to z połączenia biznesowo-politycznego różnych kluczowych grup. Problemem są jednak sytuacje, gdy pewne grupy podają w wątpliwość fakty naukowe, aby siać poczucie zwątpienia w społeczeństwie i tym samym dalej prowadzić swoje interesy. Przykładem mogą być koncerny tytoniowe, które swego czasu podawały w wątpliwość to, że palenie negatywnie wpływa na zdrowie człowieka. Takie same techniki od lat stosowały i wciąż stosują koncerny m.in. z branży energetycznej i spożywczej. Pewne grupy stosują greenwashing albo manipulację, aby rozgrywać emocje ludzi i siać wątpienie w ustalenia naukowe. Prowadzą też skuteczny lobbing polityczny.
NwP: Czy środowisko naukowe zauważa ten problem? Czy widzi, że ich komunikacja dotycząca zmian klimatu nie jest skuteczna?
Zmiana narracji o klimacie jest absolutnie potrzebna z prostej przyczyny: skoro obecna nie działa, to problemem nie są odbiorcy, którzy nie rozumieją przekazu, ale to, że sam przekaz jest niewystarczająco zrozumiały.
Mówienie o ratowaniu całej planety i przyszłych pokoleń się nie udało, bo człowiek nie jest stworzony do tego, żeby myśleć o tym, co będzie za sto lat i do tego w skali globalnej. Być może lepiej pokazywać więc konkrety z perspektywy naszej „wioski”. Jeśli nauka o klimacie ma być przydatna - musi być zrozumiała.
NwP: A jaki Ty masz na to pomysł?
Według mnie kluczowa jest zmiana języka komunikacji i przejście na język korzyści. Z perspektywy naukowców starałbym się połączyć dwa światy: nauk ścisłych i humanistycznych (o czym bardzo dobrze w książce „Naprawić przyszłość” pisze Marcin Napiórkowski). Ten pierwszy świat daje odpowiedzi na pytania, co się dzieje i jakie zmiany zachodzą, ale ten drugi mógłby tak sformułować przekaz, aby ludzie go zrozumieli i pojęli. Nauki społeczne są też kluczowe, by tworzyć odpowiednie polityki i zachęty dla ludzi – tak, aby działania na rzecz ochrony klimatu popierali, a nie się im sprzeciwiali. Sama fizyczna wiedza o klimacie nic nam nie da, jeżeli nie przełoży się to na działania ludzkości.
Dobrym rozwiązaniem jest też poszukiwanie pośredników – dziennikarzy czy popularyzatorów, którzy przełożą język naukowy na ten zrozumiały dla ogółu.
NwP: A jakie treści dotyczące zmian klimatu najbardziej interesują Twoich czytelników?
W zasadzie nie chodzi o to, jakie treści, ale jak podane. Jeśli przełożę coś z poziomu abstrakcji na konkret, albo z poziomu całej planety na perspektywę lokalną, to czytelnicy bardzo się tym interesują. Podobnie jak wtedy, gdy napiszę o czymś prosto z serca i podzielę się swoimi emocjami.
Nauka w Polsce, rozmawiała Agnieszka Kliks-Pudlik
akp/ zan/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.