Nauka w Polsce rozwija się znacznie wolniej, niż mogłaby się rozwijać - ocenił w rozmowie z PAP prof. Grzegorz Węgrzyn, biolog molekularny. Jego zdaniem, nawet do 70-80 proc. normalnego czasu pracy naukowców jest marnowanego na działania biurokratyczne. Mimo tego mamy sporą grupę badaczy "na miarę Roberta Lewandowskiego polskiej nauki".
Profesor Grzegorz Węgrzyn z Uniwersytetu Gdańskiego jest jednym z 4 polskich naukowców zajmujących się genetyką i biologią molekularną sklasyfikowanych w najnowszym rankingu platformy akademickiej Research.com, która ocenia m.in. liczbę opublikowanych prac naukowych czy liczbę cytowań tych prac w literaturze. Profesor kierował zespołem naukowców, który opracował pierwszą skuteczną metodę leczenia choroby Sanfilippo. Jest przewodniczącym Rady Doskonałości Naukowej.
PAP: Jak pan podchodzi do tego typu rankingów?
Prof. Grzegorz Węgrzyn: Dla mnie to czysta zabawa. Osiągnięć naukowych nie da się w rzetelny sposób zmierzyć jakimikolwiek parametrami. Czy to będzie liczba cytowań, indeks Hirscha, czy jakiekolwiek współczynniki określające poziom cytowalności czasopism, w których publikowane są artykuły (np. Impact Factor). To są wszystko miary (aczkolwiek też dalekie od doskonałości) poczytności czasopism, aktywności publikacyjnej naukowców itd., ale na pewno nie jakości ich pracy naukowej. Ponieważ osiągnięć naukowych nie da się "zważyć ani zmierzyć".
PAP: Co było brane pod uwagę w rankingu platformy research.com?
G.W.: Liczba opublikowanych prac naukowych przez danego naukowca, liczba cytowań tych prac w literaturze oraz tzw. indeks Hirscha, czyli współczynnik wskazujący, jak wiele artykułów danego autora jest często cytowanych. Innymi słowy, w tym rankingu najlepiej wypadają naukowcy, którzy dużo publikują i których publikacje są często cytowane przez innych naukowców.
PAP: Jak w takim razie ocenić pracę naukowców?
G.W.: Kluczowe jest to, co dany naukowiec odkrył, czy jego badania w istotny sposób przyczyniły się do zrozumienia świata. Natomiast jeśli już musielibyśmy wskazać jakieś konkretne kryteria, to dla mnie ważniejszymi wskaźnikami moich dokonań jest to, że jestem zapraszany na ważne międzynarodowe konferencje, że powierzono mi prowadzenie (w charakterze redaktora naczelnego albo zastępcy redaktora naczelnego) uznanych międzynarodowych czasopism naukowych, że w innych, szanowanych na świecie czasopismach, pełnię rolę redaktora decydującego o przyjęciu bądź odrzuceniu manuskryptów, że powierzane mi są recenzje prac z całego świata, a także opiniowane kandydatów na różne stanowiska (w tym profesorskie) z jednostek naukowych z różnych krajów (w tym tych wiodących w nauce), itp. Tego się nie otrzymuje za jakiekolwiek punkty, tylko jest wyrazem uznania osiągnięć i pokładanego zaufania ze strony innych naukowców. Największą satysfakcją naukowca jest natomiast to, że efekty jego pracy są pomocne ludziom (czy to bezpośrednio czy też pośrednio), a największą satysfakcją nauczyciela akademickiego jest obserwacja znakomitego rozwoju jego uczniów. A wracając do rankingów, to dla mnie jest to raczej ciekawostka i forma zabawy, niż poważna ocena - wystarczy, że zmienilibyśmy brane pod uwagę kryteria i ranking zmieniłby się drastycznie. Ważne bowiem jest, aby zdać sobie sprawę - co dany ranking tak na prawdę ocenia.
PAP: Kierował pan zespołem naukowców, który opracował pierwszą skuteczną metodę leczenia choroby Sanfilippo, pozwalającą na zatrzymanie wyniszczających procesów chorobowych. Co to jest za choroba?
G.W.: Choroba Sanfilippo to schorzenie o podłożu genetycznym. W wyniku mutacji, brakuje w komórkach enzymu, który bierze udział w rozkładzie pewnych złożonych wielocukrów (glikozoaminoglikanów, zwanych wcześniej mukopolisacharydami - stąd inna nazwa tej choroby: mukopolisacharydoza typu III).
PAP: Głównym objawem tej choroby jest regresja rozwoju psychoruchowego. Dzieci mogą mieć zaburzenia zachowania, problemy emocjonalne, opóźnienie psychomotoryczne, nadpobudliwość z cechami autyzmu czy zaburzenia behawioralne. Czy jest szansa na skuteczną terapię tej choroby?
G.W.: Próbuje się rożnych podejść terapeutycznych. Dużą nadzieję wiązano z podawaniem prawidłowej formy enzymu, uzyskanej dzięki metodom inżynierii genetycznej i biotechnologii. Taka terapia jest stosowana w podobnych chorobach, ale w przypadku choroby Sanfilippo objawy dotyczą głównie funkcjonowania mózgu, natomiast podany dożylnie enzym nie przechodzi bariery krew-mózg.
PAP: Jak przebiega terapia?
G.W.: Zaproponowana przez nas terapia polega na obniżaniu efektywności syntezy związków (poprzez modulację aktywności odpowiednich genów), które nie mogą być rozkładane w komórkach, dzięki czemu powinno dochodzić do odzyskania równowagi pomiędzy ich produkcją a rozkładem. Inne grupy pracują nad terapią genową, czyli wprowadzeniu do komórek pacjentów prawidłowej formy genu, który u chorych jest zmutowany. Niezależnie od metody należy pamiętać, że choroby genetyczne są wyjątkowo trudne do leczenia, gdyż defektywna jest każda komórka organizmu. Ponadto choroba Sanfilippo należy do chorób postępujących, czyli stan pacjenta systematycznie pogarsza się. Obecnie wydaje się, że jakakolwiek terapia w przypadku tej choroby może być faktycznie skuteczna, jeśli zostanie rozpoczęta bardzo wcześnie, najlepiej przed pojawieniem się objawów, a w każdym razie zanim niektóre zmiany w organizmie staną się nieodwracalne. Problemem jest natomiast fakt, że często samo diagnozowanie choroby trwa kilka lat, a w tym czasie zmiany w organizmie postępują.
PAP: Po badaniach nad skuteczną metodę leczenia choroby Sanfilippo, pan i pana zespół rozszerzyliście badania o inne choroby dotykające układu nerwowego: Huntingtona i Alzheimera. Jak przebiegają prace?
G.W.: W tym przypadku nasze podejście polega na aktywacji procesu komórkowego (tzw. autofagii), który pozwala na pozbycie się (na drodze enzymatycznej degradacji) toksycznych złogów różnych substancji. W przypadku choroby Huntingtona złogi te tworzone są przez zmienioną w wyniku mutacji formę białka huntingtyny, w chorobie Alzheimera są to różne substancje, z których najważniejsze wydają się beta-amyloid i hiperfosforylowane białko tau (zwane P-tau). Niezależnie od charakteru odkładających się substancji, stanowią one główne przyczyny tych chorób. Wyniki naszych badań - przeprowadzonych na modelach komórkowych i zwierzęcych - wskazują, że jesteśmy w stanie efektywnie stymulować komórki do pozbywania się złogów toksycznych związków. W przypadku zwierzęcych modeli chorób Huntingtona i Alzheimera byliśmy w stanie doprowadzić chore zwierzęta do takiego stanu, że w testach fizjologicznych i behawioralnych były nieodróżnialne od osobników zdrowych. Oczywiście pozostaje pytanie, czy ta metoda będzie tak samo dobrze działać w przypadku ludzi - tego jeszcze nie wiemy.
PAP: Jak zatem to sprawdzić?
G.W.: Potrzebne są dalsze intensywne badania, również dokładniejsze poznanie mechanizmu działania badanych przez nas związków - potencjalnych leków. Co jeszcze trzeba koniecznie podkreślić, że badania te prowadzone są przez cały zespół - obecnie żaden naukowiec w pojedynkę nie jest w stanie przeprowadzić takich prac. I tutaj należy wskazać na ogromną rolę osób zaangażowanych w te badania, które poświęcają kilkanaście godzin pracy dziennie, 7 dni w tygodniu, aby zbadać procesy zachodzące w komórkach i organizmach. Bez takich osób jak dr Karolina Pierzynowska, dr Lidia Gafkke, dr Magdalena Podlacha czy mgr Zuzanna Cyske, nie byłoby tych rezultatów, o których dzisiaj rozmawiamy. To osoby nie tylko z ogromnymi predyspozycjami intelektualnymi i umiejętnościami prowadzenia doświadczeń, ale również z pasją badawczą i wielkim zaangażowaniem naukowym, bez czego w obecnej nauce niewiele się osiągnie. Nasze badania to także ciągłe dyskusje, podczas których wspólnie planujemy doświadczenia, analizujemy wyniki, wyciągamy wnioski. Praca z takim zespołem to naprawdę ogromna satysfakcja i dodatkowy motor do dalszych działań naukowych.
PAP: W swoich badaniach zajmuje się pan m.in. genetyką. Jakie postępy są w tej dziedzinie?
G.W.: Postępy w genetyce są ogromne, jesteśmy w stanie szybko poznawać nie tylko pojedyncze geny, ale też cały materiał genetyczny poszczególnych organizmów, badamy funkcjonowanie genów, odpowiedzi komórek na różne czynniki zewnętrzne i wewnętrzne. Natomiast trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że nie wiemy i nie rozumiemy jeszcze bardzo wielu rzeczy. W szczególności nie znamy wszystkich powiązań funkcjonalnych pomiędzy poszczególnymi genami, białkami i innymi elementami komórkowymi. Ich zrozumienie pozwoliłoby na poznanie złożonych mechanizmów funkcjonowania komórek i całych organizmów - ale do tego jeszcze daleka droga.
PAP: Czego dowiemy się od nauki w przyszłości?
G.W.: To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, a co więcej, zawsze pozostanie bez odpowiedzi. Z definicji nauka polega bowiem na odkrywaniu nieznanych dotąd zjawisk, procesów, mechanizmów, itd. Nie można zatem przewidzieć, co się odkryje. Możemy dążyć do zrozumienia różnych procesów, ale nigdy nie wiemy, co odkryjemy, bo przecież jest to nieznane. Innymi słowy, gdybym był w stanie przewidzieć co odkryję jutro, za tydzień, za miesiąc czy za rok, to znaczyłoby, że mówię o czymkolwiek, ale nie o badaniach naukowych. Tym właśnie różni się nauka od pozostałych aktywności - od prostych, przewidywalnych czynności, do skomplikowanych procedur. Jeśli chcemy wyprodukować jakieś skomplikowane urządzenie, dajmy na to zaawansowany technologicznie samochód, albo chcemy zbudować nowoczesny dom, to możemy to dokładnie zaplanować, bo wiemy, jak one mają być zbudowane, doskonale znamy parametry jakimi mają się charakteryzować. W badaniach naukowych nie wiemy, co odkryjemy, bo właśnie odkrywamy to, czego nie znamy i nie możemy tego przewidzieć.
PAP: Jak ocenia pan naukę w Polsce?
G.W.: Nauka w Polsce rozwija się znacznie wolniej, niż mogłaby się rozwijać, głównie z powodu braku zrozumienia właśnie tej oczywistej różnicy pomiędzy prowadzeniem badań a innymi rodzajami pracy, o której wspomniałem. W Polsce nie brakuje zdolnych ludzi, nie brakuje pasjonatów nauki - jest ich tak samo dużo, jak w innych krajach. Kiedyś brakowało nam infrastruktury, sprzętu badawczego, itd. Jednak przez ostatnie lata (szczególnie dzięki funduszom z Unii Europejskiej) sytuacja polepszyła się ogromnie i nie odstajemy już pod tym względem od czołowych państw na świecie. To prawda, że nakłady na naukę w Polsce są mniejsze, niż w krajach, gdzie badania rozwijają się najszybciej. Niemniej, nie to jest głównym hamulcem. To, co nas monstrualnie ogranicza, to mówiąc krótko - koszmarna biurokracja. Mnożące się i ciągle zmieniające się przepisy, nakazujące naukowcom wypełnianie setek nikomu niepotrzebnych formularzy, bezsensowne ograniczenia w możliwości dysponowania zasobami niezbędnymi do prac naukowych powoduje, że - nie waham się tego powiedzieć - nawet do 70-80 proc. nominalnego czasu pracy naukowców jest marnowanego na bezsensowne działania biurokratyczne. Jest to ogromne marnotrawstwo nie tylko czasu i energii tych ludzi, to niewiarygodne marnotrawstwo ich potencjału oraz środków finansowych przeznaczonych na projekty naukowe, które nie mogą być efektywnie wykorzystywane. Klasycznym przykładem jest stosowanie przepisów dotyczących zamówień publicznych w badaniach naukowych. Aby te przepisy miały sens, konieczna jest możliwość szczegółowego zaplanowania zakupów z dużym wyprzedzeniem. A w nauce jest to absolutnie niemożliwe, bo - tak jak wskazywałem - nauka polega na odkrywaniu nieznanego, zatem żaden naukowiec nie może przewidzieć, co odkryje.
PAP: Jak to wygląda w innych krajach?
G.W.: W Polsce na realizację podstawowych zamówień musimy czekać tygodniami albo miesiącami, ze względu na monstrualnie rozbudowaną biurokrację, a nasze koleżanki i nasi koledzy prowadzący badania naukowe w wielu innych krajach otrzymują zamówione rzeczy następnego dnia. W jakiej formie byłby Robert Lewandowski i jakie miałby osiągnięcia, jeśli zamiast intensywnie trenować, to przez 80 proc. czasu potencjalnie przeznaczonego na trening musiałby wypełniać setki tabelek, pisać wielostronicowe uzasadnienia, dlaczego ma mieć buty piłkarskie takie a nie inne, absurdalnie udowadniać, że musi kupić najtańszą na rynku piłkę i nią trenować, mimo że jest kiepskiej jakości? A naukowcy muszą właśnie takie rzeczy robić, zamiast zajmować się przede wszystkim tym, co jest meritum ich pracy. Oczywiście zapaleni naukowcy nadrabiają to prawdziwą pracą naukową po nocach, tylko pytanie - po co? Jeśli możemy pracować i w dzień, i w nocy, to skupmy się na tym, co przynosi efekty, a nie na tym, co je blokuje.
PAP: Kiedy zatem będziemy mieli Roberta Lewandowskiego polskiej nauki?
G.W.: Uważam, że mamy w Polsce sporą grupę znakomitych naukowców, na miarę Roberta Lewandowskiego polskiej nauki. Jeśli jednak nie zrozumiemy tego co tłumaczyłem jako społeczeństwo, i nie zrozumieją tego rządzący, to będziemy znowu (jak kilkadziesiąt lat temu) pozostawać w tyle z badaniami naukowymi (a przez ostatnie 30 lat udało nam się bardzo zbliżyć się poziomem do czołówki), zaś polskiego laureata Nagrody Nobla z fizyki, chemii, fizjologii i medycyny nie doczekamy się nie tylko w najbliższym czasie, ale nigdy - a przynajmniej, dopóki nie zmienimy aktualnego, ogromnie przebiurokratyzowanego podejścia. Jeśli zatem patrzymy na takie rankingi, od których zaczęliśmy tę dyskusję, to należy podziwiać, że polscy naukowcy w ogóle znaleźli się na tej liście, bo stało się to głównie dzięki ich ogromnej determinacji i wielokrotnie większym wysiłkom, niż ich koleżanek i kolegów z wielu innych krajów.
PAP: Profesorze, kilka dni temu Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że w Polsce przestał obowiązywać stan epidemii związanej z koronawirusem, a zastąpił go stan zagrożenia epidemicznego. Czy koronawirus całkowicie zniknął, czy będzie się on "pojawiał", podobnie jak grypa, w okresie jesienno-zimowym?
G.W.: Tego oczywiście nie da się przewidzieć. Natomiast można szacować, że wirus SARS-CoV-2 pozostanie już z nami, ale jego pojawianie się i zanikanie będzie przypominało sytuację z sezonową grypą. Będzie się on oczywiście zmieniał w wyniku pojawiania się mutacji i tak na prawdę, to od selekcji mutantów będzie zależało, czy będzie ewoluował w kierunku form łagodniejszych, czy nie. Także od tej zmienności wirusa będzie zależała skuteczność szczepionek. Jeśli dominująca forma wirusa będzie się często zmieniać, to będzie trzeba częściej modyfikować szczepionki, aby zachować ich skuteczność.
Rozmawiał: Piotr Mirowicz
Profesor Grzegorz Węgrzyn urodził się w 1963 roku w Gdańsku. Od 1999 r. jest zatrudniony w Katedrze Biologii Molekularnej Uniwersytetu Gdańskiego na stanowisku profesora zwyczajnego. Obecnie jest kierownikiem tej katedry. W latach 2002–2008 pełnił funkcję dziekana Wydziału Biologii, Geografii i Oceanologii UG, a w latach 2008–2016 był prorektorem ds. nauki na Uniwersytecie Gdańskim.
Poza Węgrzynem, na liście opublikowanego rankingu platformy akademickiej Research.com znalazło się trzech innych naukowców z Polski zajmujących się genetyką i biologią molekularną. Są wśród nich prof. Włodzimierz Krzyżosiak, prof. Michał Dadlez oraz prof. Tomasz Gambin.
Autorzy rankingu, opierając się na danych z końca 2021 r., przeanalizowali łącznie dorobek niemal 167 tys. badaczy ze wszystkich dziedzin. Skupili się na ich całościowych osiągnięciach oraz ogólnym wkładzie w rozwój reprezentowanych dyscyplin. Tworzony od 2014 r. ranking bierze pod uwagę w pierwszej kolejności indeks Hirscha, a obok niego liczbę cytowań oraz liczbę publikacji dla każdego z autorów. W zestawieniu uwzględniono 1 proc. najlepszych przedstawicieli każdej z dziedzin nauki.(PAP)
Autor: Piotr Mirowicz
pm/ mir/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.