Nauka dla Społeczeństwa

20.04.2024
PL EN
26.02.2021 aktualizacja 26.02.2021

Prof. A. Chwalba: wzajemne wyobrażenia polsko-rosyjskie uformowały się jeszcze na przełomie XVI i XVII w.

Wzajemne wyobrażenia polsko-rosyjskie uformowały się jeszcze na przełomie XVI i XVII w. Rosjanie uważali, że Polakowi nie należy ufać, bo przy najbliższej okazji zdradzi. Polaków nazywano „Judaszami Słowiańszczyzny”. Z kolei w naszych wyobrażeniach Rosja jest krajem barbarzyńskim, który zamieszkują ludzie nieokrzesani, prymitywni – mówi PAP prof. Andrzej Chwalba, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Polska Agencja Prasowa: Właśnie ukazuje się książka pana profesora i Wojciecha Harpuli pt. „Polska-Rosja” o relacjach polsko-rosyjskich, która nosi również wymowny podtytuł „Historia obsesji. Obsesja historii”. Czym zatem jest ta obsesja? 

Prof. Andrzej Chwalba: Specyfika relacji polsko-rosyjskich polega na tym, że nie są to spokojne i schłodzone relacje między państwami, ale relacje oparte na silnie i dalej intensywnie przeżywanych emocjach. Choć próbujemy się nieraz uwolnić od trudnej, bolesnej i krwawej historii polsko-rosyjskiej, to ona stale nas prześladuje. Nawet wytrawni badacze historii wzajemnych stosunków mają problemy z uwolnieniem się od siły oddziaływania obrazów zakorzenionych w świadomości zbiorowej. To rodzaj natręctwa, które powoduje powrót do tych samych kodów historycznych. W niemałym stopniu Polacy i Rosjanie spoglądają na siebie przez okulary, które przygotowali nasi przodkowie. Swoją rolę odegrali w tym także romantycy – od Adama Mickiewicza po Aleksandra Puszkina. 

PAP: Kiedy zatem rozpoczyna się ten polsko-rosyjski konflikt?

Prof. Andrzej Chwalba: Do czasu Unii Lubelskiej tylko Litwa graniczyła z Wielkim Księstwem Moskiewskim. Jego władcy, po podbiciu rywalizujących dotąd księstw ruskich i porzuceniu podległości chanom mongolskim, rozpoczęli ekspansję w jej kierunku, gdyż była posiadaczem rozległych ziem ruskich, które carowie uważali za własne. Polska stała się stroną w relacjach z Moskwą dopiero w 1569 r., kiedy z Litwą stworzyła wspólne państwo, a Zygmunt August włączył do Korony rozległe tereny dzisiejszej Ukrainy. Dzięki temu król, jako wielki książę litewski, uratował Litwę przed niechybną klęską. W XVI w. Moskwa już była na tyle silna, że Litwa bez Korony wywiesiłaby szybko białą flagę. Ale dla Korony oznaczało to otwarcie nowego pola poważnych konfliktów. Obok trudnych relacji ze Szwecją, a wkrótce także z Osmanami, rozpoczęliśmy dzieje walki na śmierć i życie z Rosją, której ostatecznie nie wygramy. 

Polska szlachta wykorzystała moment załamania się władzy rosyjskiej po śmierci Iwana IV, zwany wielką smutą. Poprzez fałszywych Dymitrów dokonała ingerencji w wewnętrzne sprawy Rosji. Jednocześnie hetman Stanisław Żółkiewski sądził, że warto zaproponować Rosji unię – prowadzono nawet poważne rozmowy na temat unii polsko-litewsko-moskiewskiej. Gdyby do niej doszło, granica tego wielkiego państwa kończyłaby się nad dzisiejszą Cieśniną Beringa. To było jednak niemożliwe, ponieważ Rosjanie uważali, że nie da się połączyć prawosławia z katolicyzmem, Rosji z Zachodem. Skończyło się na krótkotrwałej okupacji Moskwy i Kremla w czasach Dymitriad. Był to szczytowy moment dominacji Rzeczypospolitej nad Moskwą. Po raz pierwszy i ostatni raz w dziejach Carstwa Moskiewskiego jego stolicę zajęli obcy. 

PAP: Moskwa odwoływała się do wspomnianego już prawosławia, ale również do tradycji mongolskich chanów. Jak wpłynęło to na jej stosunek wobec Polski? 

Prof. Andrzej Chwalba: Kiedy w 1453 r. upadł Konstantynopol, moskiewscy wielcy książęta przejęli dziedzictwo prawosławnego i cesarskiego Bizancjum – Moskwa stała się Trzecim Rzymem, strażnikiem jedynej w ich przekonaniu prawdziwej wiary chrześcijańskiej. Katolicyzm był postrzegany jako heretyckie wyznanie, a Zachód, który wybrał drogę Rzymu, stał się godny pogardy. Zatem doszło do zderzenia wrogich sobie kultur i cywilizacji.

Z kolei z tradycji mongolskich wywodzi się traktowanie przez carów państwa jako swojej własności, bezwzględne posłuszeństwo poddanych wobec niego. Dla mieszkańców Rosji car był świętą ikoną, oddawano mu cześć boską. Car nie może być miłosierny, bo to oznacza słabość. Musi być surowy, a jego misją jest prowadzenie polityki agresji i podboju, bo tego Moskale nauczyli się od Mongołów.
 
PAP: Od kiedy Rosja zaczyna zatem dominować nad Rzecząpospolitą?

Prof. Andrzej Chwalba: Po Dymitriadach Rosja umocniła się. Na tronie zasiadł Michał Romanow, który wrócił do agresywnej polityki scalania ziem ruskich. Datą graniczą w relacjach polsko-rosyjskich jest 1654 r. Korona i Litwa broniły swoich zdobyczy na wschodzie, a Moskwa chciała je przejąć. Powstania kozackie ułatwiły prowadzenie przez Moskwę skutecznej polityki. Rzeczpospolita definitywnie utraciła Smoleńsk i Kijów oraz ziemie na lewym brzegu Dniepru. Wojny zakończył traktat Grzymułtowskiego, zawarty w 1686 r. Polski sejm jednak go nie ratyfikował. Traktat stanowił bowiem, że carowie mogą opiekować się wyznawcami prawosławia w Rzeczypospolitej, co byłoby ingerencją w wewnętrzne sprawy Polski. 

Kilkadziesiąt lat po Dymitriadach fortuna związała się z dynastią Romanowów, a od panowania Piotra Wielkiego Rosja, już wówczas cesarska, posiadała pełną dominację nad Rzecząpospolitą. 

PAP: Jaki obraz Polaków mają Rosjanie? Co natomiast o Rosjanach myślą Polacy?

Prof. Andrzej Chwalba: Wzajemne wyobrażenia uformowały się jeszcze na przełomie XVI i XVII w. Rosjanie uważali, że Polakowi nie należy ufać, bo przy najbliższej okazji zdradzi. Polaków nazywano „Judaszami Słowiańszczyzny”, a także „pomiotem jezuickim” ze względu na jezuickie plany dotyczące Rosji. Dla Rosjan Polak to hardy i dumny pan. To wówczas pojawiły się opinie o „pańskiej Polsce”, które wykorzystają przeciwko Rzeczypospolitej komuniści rosyjscy w XX w. 

Z kolei w naszych wyobrażeniach Rosja jest krajem barbarzyńskim, który zamieszkują ludzie nieokrzesani, prymitywni, skłonni, do używania przemocy, przedstawiciele gorszej, azjatyckiej cywilizacji. Ze wspólnych dziejów Polacy też wynieśli przekonanie, że Rosjanom ufać nie wolno i nie należy, ponieważ przy pierwszej sposobności zdradzą. Wiek XX, wojna polsko-bolszewicka, Bitwa Warszawska, zbrodnia katyńska, lata sowieckiej dominacji w czasach stalinowskich i PRL zdawały się tylko to przekonanie potwierdzać.

PAP: Z książki dowiadujemy się, że poświęcamy Rosji znacznie więcej uwagi niż Rosja nam. Z czego to wynika?

Prof. Andrzej Chwalba: Wystarczy popatrzeć na mapę. Rosjanie nie traktują siebie jako Europejczyków – czują się odrębną cywilizacją zamieszkującą swój własny kontynent. Rosja graniczy z kilkunastoma państwami, miała interesy na Dalekim Wschodzie, ale także na terenie Europy, Azji centralnej, Kaukazu. Raz na jakiś czas faktycznie przypomina sobie o Polsce jako „krnąbrnym sąsiedzie”, który nie chce zginać karku. Ale Polska jest tylko jednym z wielu sąsiadów i na pewno nie najważniejszym, choć nam się wydaje, że jest inaczej. Poza tym Rosjanie niewiele wiedzą o Polsce i Polakach. 

Kilkanaście lat temu uczestniczyłem w Moskwie w pierwszym kongresie polsko-rosyjskim. W jego trakcie swoje badania przedstawiła pani profesor z Władywostoku. Tematem jej rozważań były wyobrażenia studentów rosyjskiego Dalekiego Wschodu na temat Polaków. Prawie wszyscy odpowiadali pytającej, że takiego plemienia nie znają. Co prawda słyszeli o Jakutach, Czukczach, Kirgizach i Kałmukach, ale o Polakach akurat nie. Przypuszczali, że Polacy są jednym z mało znanych plemion syberyjskich. Rosjanie z części europejskiej mają już inną wiedzę na nasz temat, ale tylko nieliczni znają dobrze dzieje polsko-rosyjskie.

Natomiast Polacy sądzą, że posiadają najlepszą w Europie znajomość Rosji i mogą być przewodnikiem dla Europejczyków po jej dziejach. Widać zatem głęboką asymetrię, która jednak nieczęsto jest dostrzegana w polskiej publicystyce, a nawet w literaturze historycznej. Mówi się Polska-Rosja lub Rosja-Polska, jakby były to pary równorzędne, a w istocie jest to wyłącznie nasza perspektywa.

PAP: W książce pan profesor mówi wprost, że jesteśmy zakładnikami pamięci i więźniami historii. Jak możemy oswoić tego historycznego demona?

Prof. Andrzej Chwalba: Co prawda próbujemy go oswajać, ale nam to niespecjalnie wychodzi. Zresztą sama Rosja nie daje żadnych możliwości, abyśmy z tego zaklętego koła mogli się wydostać. Przez jakiś czas funkcjonowała Polsko-Rosyjska Grupa ds. Trudnych. Opublikowała jedno dzieło i na tym jej działalność się skończyła. Na Kremlu nie ma bowiem woli politycznej, żeby wyjaśnić relacje polsko-rosyjskie, a zwulgaryzowany obraz naszych relacji bardzo odpowiada rosyjskim władzom. 

Odnoszę wrażenie, że również nam niejednokrotnie nie zależy na pełnym wyjaśnieniu tych relacji. Historia polsko-rosyjska jest bowiem wykorzystywana w bieżących grach politycznych, choćby w celu powstrzymania Gazpromu czy działań związanych z rosyjskim kompleksem energetycznym. Zatem utrzymanie przeświadczenia o trudnych relacjach między Polakami a Rosjanami oraz o permanentnym zagrożeniu ze strony Rosji także nam odpowiada. 

PAP: Czy w przeszłości relacje Polski i Rosji mogły przyjąć inny, bardziej kooperacyjny wymiar?

Prof. Andrzej Chwalba: Ale one nawet taki miały. Oczywiście pomijam fałszywe braterstwo broni, czego symbolem jest bitwa pod Lenino. Mam na myśli XIX w., którego ocenę przesłaniają nam przegrane powstania i represje po nich. Jednak przyjrzyjmy się temu bliżej. W 1815 r. powstało Królestwo Polskie – samodzielne, choć niesuwerenne państwo, który za zgodą Rosji miało dobre perspektywy rozwoju kulturowego i cywilizacyjnego. Króla-cara Aleksandra I i Mikołaja I witano w Warszawie z nadziejami i z entuzjazmem. W latach dwudziestych XIX w. polscy chłopi z Galicji pisali supliki do króla polskiego cesarza Aleksandra I, a nie cesarza austriackiego, bo uważali, że ten pierwszy pomoże im w sporach z panami. Wzajemne relacje polsko-rosyjskie do momentu wybuchu Powstania Listopadowego, mimo szaleństw Wielkiego Księcia Konstantego, były co najmniej poprawne. Bardzo dobre relacje z Rosją i osobiście z Aleksandrem II miał margrabia Aleksander Wielopolski, a polscy chłopi stale wyrażali wdzięczność dla niego za uwłaszczenie. 

Na początku XX stulecia postawił na Rosję, jako sojusznika „sprawy polskiej”, Roman Dmowski i obóz narodowy. Po wybuchu Wielkiej Wojny ten kurs dalej realizował. Przyjazne wobec Rosji nastroje panowały w Królestwie. W 1915 r. z płaczem żegnano pułki rosyjskie opuszczające Warszawę, i z nadzieją, że powrócą. Zatem w XIX w. mimo powstań relacje te były całkiem znośne i bywało, że znacznie lepsze niż z Austriakami czy Prusakami. Ale terror komunistów sowieckich wobec Polaków podczas II wojny światowej położył się cieniem na wzajemnym postrzeganiu. Powróciły obrazy z przeszłości. 

PAP: Czy w przyszłości relacje Polski i Rosji mogą się jeszcze unormalizować?

Prof. Andrzej Chwalba: Niestety, jeśli chodzi o najbliższe lata, trudno w tym przypadku o pozytywną odpowiedź. Nie pozwalają na to napięcia, w których historia odgrywa swoją rolę. Jeszcze kilka lat temu, kiedy polskie władze zabiegały o obecność wojsk amerykańskich, tłumaczyły to ochroną Polski przed zagrożeniem. W tej chwili mówimy już wprost, że Polska jest zagrożona przez Rosję. Dochodzi do tego znany konflikt związany z rurociągiem. Nie przypuszczam zatem, aby w najbliższych latach nastąpił w naszych relacjach jakiś przełom. Raczej dalej będziemy więźniami starych opowieści, które nierzadko są zmanipulowane. 

https://dzieje.pl/

Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)

akr/ skp /

Zapisz się na newsletter
Copyright © Fundacja PAP 2024