Prof. Ignatowicz o karaczanie: owad, który nosi jajka w teczce

Fot. Adobe Stock
Fot. Adobe Stock

Boimy się kleszczy, wzdrygamy przed komarami, a prawie zapomnieliśmy o karaczanach, owadach niebezpiecznych dla człowieka, a jednocześnie bardzo interesujących, choćby dlatego, że noszą swoje jaja w teczce – powiedział PAP entomolog z SGGW prof. Stanisław Ignatowicz.

W Polsce występują trzy gatunki karaczanów: prusak, karaluch wschodni oraz przybyszka amerykańska, przy czym ten gatunek to my, Europejczycy, zawlekliśmy do Stanów Zjednoczonych, a nie odwrotnie.

Prusak występuje w naszych mieszkaniach. W bloku potrafi zasiedlić wszystkie piętra.

– No i jest uważany przez wielu za najpaskudniejsze zwierzątko pod słońcem, niemalże wszyscy się nim brzydzą – wskazał entomolog.

Dodał, że prusak, podobnie jak inne karaczany, „przenosi najróżniejsze czynniki chorobotwórcze – wirusy, bakterie, pierwotniaki, a nawet pasożyty” – w sumie ponad 50 czynników chorobotwórczych.

– Zanieczyszcza nimi produkty spożywcze, a my zakażamy się, jedząc żywność, którą dzieli on z nami – wyjaśnił naukowiec.

Podkreślił, że każdy karaczan je wszystko, co mu smakuje, „a smakuje mu prawie wszystko”, w związku z tym występuje wszędzie tam, gdzie jest jedzenie, choćby jego okruchy – nie tylko w kuchniach, ale także w salonach, pokojach, a nawet w łazienkach – „wszędzie tam, gdzie chodzimy i coś pogryzamy”.

Przy tym, jak podkreślił prof. Stanisław Ignatowicz, owad ten jest bardzo odporny na głód, może wytrzymać nawet miesiąc bez jedzenia, ale pragnienie wyjątkowo mu nie służy – „bez wody nie przeżyje dłużej niż 7-10 dni”.

Entomolog opowiedział, że czasem zadaje studentom podchwytliwe pytanie: co się stanie, jeśli odetnie się karaczanowi głowę. Do wyboru są trzy odpowiedzi: będzie chodził w kółko, bo nie będzie wiedział, dokąd pójść; nic mu się nie stanie oraz umrze z pragnienia po tygodniu.

– Ta trzecia odpowiedź jest poprawna – podał.

Wyjaśnił, że prusak na łapkach ma tzw. przylgi i odpowiednio wykształcone pazurki, dzięki którym może przemieszczać się nawet po gładkich, pionowych powierzchniach.

– Jego krewniak, zwany karaluchem wschodnim, nie ma takich przyssawek, jest dość ociężały, więc najczęściej zasiedla parterowe pomieszczenia, np. cukiernie czy piekarnie – wskazał profesor.

Karaluch wschodni może się znaleźć na wyższych piętrach, ale tylko wówczas, kiedy zostanie tam zawleczony – wówczas nie będzie zasiedlał budynku równomiernie.

Oba gatunki mają zamiłowanie do gromadnego stylu życia. – Ich potomstwo rozwija się i rośnie znacznie szybciej, gdy jest w grupie, niż gdy jest trzymane pojedynczo – zaznaczył prof. Ignatowicz.

Wyjaśnił, że samce i samice umieszczają w jednym miejscu swoje odchody, a wraz z nimi tzw. feromon agregacyjny, który jak gdyby woła do innych osobników: „chodźcie wszyscy tutaj, tu jest dobrze i bezpiecznie!”.

– Ubikacja także dla ludzi jest miejscem bezpiecznym, jeśli dobrze pamiętam, to tylko w filmie „Ojciec chrzestny” ktoś zostaje zabity w tym pomieszczeniu – zażartował naukowiec, a potem objaśnił, że w przypadku karaczanów jest podobnie.

Wskazał, że żyjące w kolonii owady dzielą się obowiązkami. – Po pożywienie udają się najsilniejsze i najbardziej doświadczone osobniki, a np. samice, które złożyły nieco ponad 30 jaj do tzw. teczki (ooteka), zostają na miejscu, żeby się nie narażać, bo na zewnątrz jest bardzo niebezpiecznie, a one muszą chronić swoje młode – powiedział.

– Wychodzą na zewnątrz, kiedy nie mają wyjścia i są już naprawdę głodne – podał Ignatowicz. Jako ciekawostkę podał to, że „samica musi złożyć odpowiednio dużą liczbę jajek, z których wyklują się młode larwy, aby one później, nabierając powietrza, tak nacisnęły na ścianki tej teczki, żeby ona pękła”. Jeśli jaj było za mało, larwy nie wytworzą odpowiedniego ciśnienia i zginą w teczce, nie osiągnąwszy nigdy dorosłości.

– Samce i samice bez teczek, czyli jeszcze niezapłodnione, przynoszą więcej pokarmu, niż same potrzebują, i dzielą się nim z towarzyszami w kolonii, co nosi nazwę trofalaksji – powiedział uczony.

Tę skłonność do dzielenia się pokarmem karaczanów ludzie wykorzystują do tego, aby je zwalczać. Prof. Ignatowicz podał, że „opracowane zostały bardzo smaczne preparaty w formie żelu”, które w postaci kropelek wykładane są na ścieżki uczęszczane przez te owady.

– Zbieracz żywności przychodzi, najada się, resztę zanosi do kolonii i tam karmi kolegów – opisał.

Owady źle się czują, wymiotują, a inne zjadają te wymiociny, więc też wprowadzają do organizmów truciznę. Dodał, że najsłabsze najszybciej padają, a wtedy te silniejsze zjadają ich ciała, gdyż „w kolonii karaczanów nic się nie może zmarnować”.

– To jest najlepsza metoda zwalczania tych owadów – podkreślił entomolog.

Trzeci gatunek karaczanów żyjących w Polsce to przybyszka amerykańska, która jest z nich największa i potrafi latać, „przelatując na przykład z balkonu jednego bloku na drugi”. Dla odmiany prusak „używa skrzydeł jako paralotni, żeby miękko wylądować”, a karaluch wschodni ma tylko zawiązki skrzydeł, „raczej ozdóbki, bo on jest ociężały, niezdolny do latania”.

Prof. Stanisław Ignatowicz przestrzegł, że wszystko wskazuje na to, iż do trzech gatunków naszych rodzimych karaczanów wkrótce dołączy czwarty – Supella longipalpa, zwany też brązo-paskowym albo smugowym – on potrafi całkiem nieźle latać, w dodatku porusza się bardzo szybko, nawet jak na karaczana, szczególnie po ścianach i sufitach.

Ponadto, w przeciwieństwie do swych kuzynów lubi ciepłe, suche miejsca i nie przeszkadza mu światło słoneczne. Roznosi te same patogeny co one, a w dodatku obecność jego wydzielin może wywołać alergię lub astmę, zwłaszcza u dzieci, a jest bardzo trudny do wytępienia.

– Supella jest już we Włoszech i w południowych Niemczech, więc spodziewajmy się, że wraz z ociepleniem klimatu dojdzie także do nas – zauważył Ignatowicz i wspomniał, że był już w Polsce przypadek, kiedy turyści z cieplejszych krajów przywlekli tego owada do mieszkania na wynajem w Krakowie i „nasi fachowcy zwalczali go z dużym zaangażowaniem”.

Entomolog wyjaśnił, że większość karaczanów prowadzi tryb życia podobny do myszy czy szczura.

– Gdy słońce zachodzi, stają się aktywne, bo są głodne, a cały dzień przebywają w kryjówkach, więc nie zawsze szybko się orientujemy, że mamy współlokatorów - powiedział.

Kiedy jednak wejdziemy w nocy do kuchni i zapalimy światło, jest duża szansa, że spostrzeżemy je, jak pierzchają, gdyż wystraszą się światła i ruchu powietrza, który odbierają za pomocą wyrostków pokrytych włoskami czuciowymi. Uciekający karaczan potrafi w ciągu jednej sekundy zmienić 25 razy kierunek biegu.

Na nasze nieszczęście karaczany wydzielają także zapach, który, w ocenie entomologa, przypomina ten wydzielany „przez gnijącą materię organiczną”.

Jednak, jak się okazuje, nie wszędzie na świecie ludzie mają tak negatywny stosunek do karaczanów jak my. Prof. Ignatowicz podał, że np. na Jamajce karaczany, wielkości dłoni dorosłego mężczyzny, są przysmakiem i tamtejsze gospodynie przyrządzają je dla honorowych gości, a w Zimbabwe robi się piwo na bardzo śmierdzących pluskwiakach.

Mira Suchodolska (PAP)

mir/ jann/ mhr/

Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.

Czytaj także

  • Fot. Adobe Stock

    Ekspert: po intensywnych opadach w Polsce mogą się pojawić chmary komarów

  • Fot. Adobe Stock

    Wrocław/ Naukowiec: zmiany klimatyczne sprzyjają rozprzestrzenianiu się w Polsce czarnej pszczoły

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

newsletter

Zapraszamy do zapisania się do naszego newslettera