Nauka dla Społeczeństwa

28.03.2024
PL EN
23.06.2021 aktualizacja 23.06.2021

Wciągająca opowieść w popularyzacji nauki to dopiero początek

 Kapelusz innego archeologa, Indiany Jonesa, z filmu "Poszukiwacze zaginionej Arki"; aukcja BFI IMAX w Londynie 06 września 2018. EPA/NEIL HALL; Dostawca: PAP/EPA Kapelusz innego archeologa, Indiany Jonesa, z filmu "Poszukiwacze zaginionej Arki"; aukcja BFI IMAX w Londynie 06 września 2018. EPA/NEIL HALL; Dostawca: PAP/EPA

Intrygująca historia na temat bohatera - naukowca, przedstawiona na przykład w filmie dokumentalnym czy w artykule, to dopiero pierwszy krok w popularyzacji nauki. Nie może przecież zagubić się to, co najważniejsze - przedmiot jego pracy.

Wiele, wiele lat temu, gdy ukończyłem piątą klasę szkoły podstawowej, dostałem nagrodę książkową. Był to niewielki tomik, wydany w miękkiej oprawie: “Pan Samochodzik i templariusze” autorstwa Zbigniewa Nienackiego. To powieść o przygodach historyka sztuki-detektywa i jednocześnie pracownika Departamentu Ochrony Zabytków Ministerstwa Kultury i Sztuki, który rozwiązuje rozliczne zagadki przeszłości.

Wiele osób, gdy wspomina tę książkę mówi, że jest ona jedną z lepszych w serii o Panu Samochodziku i wręcz “pachnie wakacyjną przygodą”. Zgadzam się z tym twierdzeniem. Gdy tylko tomik trafił w moje ręce, nie mogłem się od niego oderwać. Spędziłem godziny na słonecznej werandzie zatopiony w lekturze. Przeniosłem się i w czasie, i w przestrzeni. Śledziłem z niepokojem losy współczesnych postaci, pragnących zdobyć skarb templariuszy - mądrego Pana Samochodzika, pięknej Karen, przyjacielskich harcerzy, podstępnego Malinowskiego. Skupiłem się oczywiście głównie na losach bohaterów, aczkolwiek otoczka związana z zakonem krzyżackim i templariuszami dodawała opowieści głębi. Przy okazji łyknąłem całkiem sporą dawkę prawdziwej średniowiecznej historii. Zapewne był to jeden z elementów, który przyczynił się do rozkwitu moich dalszych życiowych pasji i wyborów, na przykład podjęcia studiów archeologicznych.

Trudno nazwać książki Zbigniewa Nienackiego na temat Pana Samochodzika popularnonaukowymi. Zdecydowanie lepiej określić je jako powieści z wątkami historycznymi. W moim przypadku taka mieszanka spowodowała swego rodzaju “zapłon” i zainteresowanie się historią dalszą lub bliższą.

Potem sięgnąłem po “Nie tylko piramidy” autorstwa archeologa prof. Kazimierza Michałowskiego. Uważam zatem, że dobra opowieść w popularyzacji nauki to początek, ale często bez niej nie byłoby możliwe zagłębienie się w temat i zrozumienie istoty rzeczy. Porywająca opowieść to jednak zdecydowanie za mało. Piszę te słowa po lekturze artykułu Simran Hans w “The Guardian”, w którym autorka zauważa - cytując część eseju Brett Story - że najbardziej uznane filmy dokumentalne (według mnie również część tych w mniejszym lub większym stopniu poświęconych nauce) z reguły idą jedną utartą ścieżką. Składają się z trzech zasadniczych części, w których ukazano jednego głównego bohatera: heroiczne wyzwanie, punkt kulminacyjny, i - oczywiście - rozwiązanie. Są to zatem kopie narracji zastosowanej w kinowych hitach. Czasem ten układ się nieco różni - nie twierdzę, że wszystkie produkcje dokumentalne idą tą drogą. Czy będzie to film dokumentalny, czy artykuł - jeśli narracja skupia się na naukowcu (lub przedmiocie jego badań), możliwe staje się utożsamianie z nim, czyli z bohaterem. Ale niekoniecznie można zrozumieć zagadnienia naukowe, którym on czy ona się zajmuje. Niezbędne zatem jest zachowanie pewnych proporcji, oczywiście w zależności od typu produkcji i medium.

Opowieść upraszcza, czasem nieco przeinacza, skupia się na wątkach nieraz mniej ważnych dla samego naukowca i badaniach, które on wykonuje. Obudowanie tego naukowego cukiereczka atrakcyjnym, lśniącym papierkiem w postaci narracji jest ważne, by wzbudzić zainteresowanie. Warto zatem pamiętać o tym, by papierek współgrał z tym, co owija i nie obiecywał za dużo lub czegoś zupełnie innego.

Książkę “Pan Samochodzik i templariusze” mam do dziś na półce. W to upalne popołudnie wracają wspomnienia z dzieciństwa, gdy zagłębiłem się w świat przygód, zamków i poszukiwania skarbów. Po latach nie mam wrażenia, by ten “papierek”, którym Nienacki owinął dzieje zakonów rycerskich, był przesadny i obiecywał zbyt dużo. Nie czuję się oszukany. Bo przygód w czasie wykopalisk archeologicznych czy prospekcji terenowych w czasie studiów nigdy nie brakowało (choć godzin spędzonych na żmudnej kwerendzie w bibliotekach - również nie). Ciekawe, czy byłoby podobnie, gdybym wybrał historię sztuki? - bo Pan Samochodzik ukończyć miał właśnie takie studia.

Szymon Zdziebłowski

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024