
Nauka nie jest „drogim hobby”; prawdziwa nauka to eksploracja nieznanego; często kończy się porażką, ale czasem trafia się na „żyłę złota” – powiedział PAP prof. Krzysztof Pyrć, prezes Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Bez badań podstawowych nigdy nie będziemy mieli własnych technologii, będziemy tylko montownią cudzych pomysłów - zaznaczył.
PAP: Panie profesorze, niedawno objął pan stanowisko prezesa Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Duże wyróżnienie. Nie obawia się pan, że to jednak tylko funkcja?
Prof. Krzysztof Pyrć: To nie jest fotel, w którym się siedzi – to raczej bieganie w maratonie. Fundacja ma własny kapitał, którym finansuje stypendia, nagrody i programy, a oprócz tego dysponuje środkami strukturalnymi. W tej perspektywie mówimy o 1,2 miliarda złotych w ciągu pięciu lat. To równowartość budżetu średniego miasta wojewódzkiego, ale rozłożonego na tysiące naukowców i setki projektów. Każda zła decyzja oznacza zmarnowanie milionów. Dlatego na gratulacje mówię: poczekajmy, aż coś naprawdę zrobię.
PAP: Jak by pan opisał stan polskiej nauki jako całości?
K.P.: Mamy ogromną rozpiętość. Z jednej strony – świetni naukowcy, którzy naprawdę mogą zmieniać świat. Z drugiej – ludzie, którzy po prostu odhaczają punkty w systemie i blokują miejsca bardziej ambitnym. Problem polega na tym, że system nie promuje doskonałości. Nie daje skrzydeł najlepszym, a jednocześnie nie ma odwagi powiedzieć najsłabszym: może to nie jest wasza droga.
Efekt? Ci najbardziej utalentowani często wyjeżdżają i tam zakładają firmy czy zespoły badawcze, a w Polsce się wypalają. Brakuje nam ekosystemu, który by nie tylko chronił, ale wręcz wymuszał doskonałość.
PAP: Często mówi się o „feudalizmie akademickim”. To wciąż problem?
K.P.: Coraz mniej, choć zależy od miejsca. Ale faktem jest, że w wielu instytucjach młodzi ludzie nie mają szans przebić się przez mur hierarchii. Profesor raz zdobywa stanowisko i bywa, że siedzi tam do końca kariery – niezależnie od tego, czy nadal coś wnosi. Brakuje kadencyjności, realnych konkursów, przejrzystych zasad.
Usłyszałem kiedyś od starszego profesora, zaraz po mojej habilitacji: „Teraz już nic nie musi pan robić”. A ja miałem poczucie, że dopiero wtedy zaczynam. Jeśli młody badacz słyszy, że „już wystarczy”, to system naprawdę działa przeciwko innowacyjności.
PAP: Ale przecież polska nauka potrafi odnosić sukcesy.
K.P.: Oczywiście. Spójrzmy na polskich informatyków – ci, którzy wyjechali, pracują dziś w Dolinie Krzemowej i współtworzą globalne rozwiązania. Albo biotechnolodzy: z Polski wyjeżdżają ludzie, którzy później stają za nowymi terapiami genowymi. Problem w tym, że u nas takie projekty giną w gąszczu sprawozdawczości, konkursów na punkty i „bezpiecznych badań”, które na pewno coś dowiozą – ale nikogo to „coś” nie obchodzi.
PAP: Jaką rolę widzi pan dla Fundacji na rzecz Nauki Polskiej?
K.P.: Fundacja zawsze była od tego, żeby odpowiadać na realne potrzeby. Gdy po transformacji młodzi naukowcy masowo wyjeżdżali, uruchomiono programy powrotowe. Kiedy brakowało stypendiów na start kariery – powstał program START. Teraz największym wyzwaniem jest zbudowanie mostu między nauką a społeczeństwem.
Dlatego chcemy wzmacniać projekty, które mają realne przełożenie na życie ludzi i gospodarki. Ale nie chodzi o to, by nauka zamieniła się w firmę usługową. Raczej o to, żeby badacze i przedsiębiorcy zaczęli mówić wspólnym językiem.
PAP: Jak to ma wyglądać w praktyce?
K.P.: Choćby projekt PRIME – program wsparcia komercjalizacji nauki. Wspieramy zespoły, w których jest naukowiec, przedsiębiorca i ekspert od transferu technologii. Zamiast dawać im wieloletnie granty, oferujemy intensywne szkolenie: jak zamienić pomysł w technologię, jak rozmawiać z inwestorami, jak ocenić potencjał rynkowy. Potem mogą zdecydować: sprzedać wynalazek firmie czy założyć startup.
Drugi przykład to Proof of Concept – roczne sprinty badawcze, które pozwalają sprawdzić, czy dana idea ma sens. To jak szybkie prototypowanie w nauce.
Chciałbym też uruchomić programy dla projektów przełomowych – takich, które mają tylko 1 proc. szansy na sukces, ale jeśli się uda, to zmieniają świat. W tej chwili jako państwo inwestujemy raczej w projekty, które na 99 proc. się udadzą – tylko że są nudne i niepotrzebne.
PAP: A humanistyka? Często mówi się, że w Polsce jest zaniedbywana.
K.P.: I to ogromny błąd. Dzisiaj wielu uważa, że skoro humanistyka nie przynosi zysków, to jest niepotrzebna. Tymczasem Polska przetrwała zabory nie dzięki fizykom czy inżynierom, ale dzięki językowi, literaturze i kulturze. Humanistyka to nie jest hobby – to fundament społeczeństwa.
Chcę, żeby Fundacja pomogła humanistom uwierzyć w siebie. Poprzez szkolenia, międzynarodowe kontakty, pokazanie światowych standardów.
PAP: Wielu Polaków powtarza: „nauka to drogie hobby”. Co pan na to?
K.P.: To zdanie wynika z błędnego obrazu. Jeśli badania są robione „bo tak się zawsze robiło” – faktycznie stają się kosztowną zabawą. Ale prawdziwa nauka to eksploracja nieznanego. Często kończy się porażką, ale czasem trafia się na „żyłę złota”, która przynosi korzyści większe niż wszystkie fabryki kopiujące cudze pomysły.
Bez badań podstawowych nigdy nie będziemy mieli własnych technologii. Zawsze będziemy tylko montownią cudzych pomysłów. A to oznacza, że pozostaniemy w pułapce średniego rozwoju.
PAP: Czyli potrzebujemy więcej ryzyka?
K.P.: Dokładnie. Wolałbym zainwestować w jeden projekt z 1 proc. szans na sukces, który zmieni świat, niż w sto projektów gwarantujących przeciętność. To jest sens nauki: nie szukanie kamieni, które na pewno się znajdzie, tylko szukanie złota, którego szansa na znalezienie jest minimalna. Ale jeśli się uda – wywraca wszystko do góry nogami.
PAP: To brzmi jak apel nie tylko do naukowców, ale też do państwa i społeczeństwa.
K.P.: Tak, bo to nie jest interes samych naukowców. To kwestia przyszłości kraju. Jeśli chcemy być czymś więcej niż podwykonawcą Zachodu, musimy inwestować w naukę. Nie tylko w produkcję „innowacyjnych” makaronów-świderków, ale w badania podstawowe, które pozwolą nam tworzyć własne silniki, własne leki, własne koncepcje.
I tu jest klucz: nie chodzi o to, żeby każdy projekt przynosił miliardy. Chodzi o to, żebyśmy rozumieli świat trochę lepiej. Bo to zrozumienie przekłada się później na technologie, które mogą zmieniać życie.
PAP: Co pan by chciał, żeby zostało po pana kadencji w Fundacji?
K.P.: Chciałbym, żeby ludzie – i naukowcy, i przedsiębiorcy, i zwykli obywatele – zobaczyli, że nauka ma sens. Że to nie jest hobby, ale coś, co realnie poprawia jakość życia. A jeśli uda się choć trochę przełamać system, który promuje przeciętność, i dać szansę tym, którzy chcą ryzykować i marzyć – to będzie największy sukces.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
mir/ jann/ ktl/
Fundacja PAP zezwala na bezpłatny przedruk artykułów z Serwisu Nauka w Polsce pod warunkiem mailowego poinformowania nas raz w miesiącu o fakcie korzystania z serwisu oraz podania źródła artykułu. W portalach i serwisach internetowych prosimy o zamieszczenie podlinkowanego adresu: Źródło: naukawpolsce.pl, a w czasopismach adnotacji: Źródło: Serwis Nauka w Polsce - naukawpolsce.pl. Powyższe zezwolenie nie dotyczy: informacji z kategorii "Świat" oraz wszelkich fotografii i materiałów wideo.