Nauka dla Społeczeństwa

26.04.2024
PL EN
27.04.2016 aktualizacja 27.04.2016

„Walking dead” z polskimi archeologami w Dzalisi

Olbrzymi dom archeologów niedaleko Tbilisi od lat stał pusty. Teraz na kilka tygodni zamieszkali w nim polscy archeolodzy, fot. S. Zdziebłowski Olbrzymi dom archeologów niedaleko Tbilisi od lat stał pusty. Teraz na kilka tygodni zamieszkali w nim polscy archeolodzy, fot. S. Zdziebłowski

Dzalisi koło Tiblisi - dawniej było to jedno z najważniejszych miast Iberii - starożytnego królestwa na terenie obecnej Gruzji. W kwietniu warszawscy archeolodzy rozpoczęli tam pierwszy sezon badań prowadzonych wspólnie ze specjalistami gruzińskimi. Nie mniej ciekawa niż wykopaliska bywa codzienność misji archeologicznej.

Budynek bazy archeologicznej jest olbrzymi – jego zarys, mimo późnej nocy, wyraźnie majaczy na tle nieba. Jest jednak zaciemniony, jakby nikt w nim nie mieszkał. Do siedziby ekspedycji przyjechała właśnie delegacja dyrektorów Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego (UW). Ale czy to właściwy adres? Naukowcy wspinają się po schodach wysokiego ganku - nadal egipskie ciemności. Nagle otwierają się drzwi. W puchowym bezrękawniku wita przybyłych szef ekspedycji, dr Piotr Jaworski. Korytarze za jego plecami rozświetlane są ekranami telefonów komórkowych. Do głowy przychodzą sceny z serialu "Walking dead": zagracone i zaniedbane przestrzenie, a z mroków ciemności wyłaniają się kolejne postaci. W bazie witają ich jednak nie żywe trupy, a odbywający praktyki studenci UW. Witają przybyłych serdecznie – na wszystkich czeka obfita kolacja.

Pod względem rozmiarów budynek jest imponujący. Powstał kilkadziesiąt lat temu jako baza dla lokalnych archeologów. W czasach świetności mogła przyjąć około stu osób, to ewenement na skalę światową. Niestety nie używano jej przez prawie dwie dekady. Stan bazy jest efektem sytuacji gospodarczej, w jakiej znalazła się nauka w Gruzji po upadku Związku Radzieckiego. Skutki widać na każdym kroku - problemy z energią elektryczną (raz jest, raz jej nie ma) czy z ciepłą wodą. A właściwie to z wodą w ogóle. Żeby się wykąpać, archeolodzy pielgrzymują po łazienkach, doznając na zmianę oparzeń i lodowatych pryszniców. Stopniowo, już od tego sezonu (w którym archeolodzy po raz pierwszy od wielu lat znów pojawili się w bazie) jej stan techniczny będzie się poprawiał – rozpoczęto pierwsze najważniejsze inwestycje.

W dwupiętrowym budynku pełno jest świadectw dawnej świetności: duże pracownie, czarno-białe zdjęcia przedstawiające dawne wykopaliska, badaczy przy pracy i zabytki. Jest też stół pingpongowy (ważne miejsce niejednej misji archeologicznej; rozgrywki w pingponga popularne są też w bazie słynnego stanowiska archeologicznego Çatalhöyük w Turcji, uważanego niegdyś za najstarsze miasto świata), a nawet duży wózek zakupowy z Carrefoura! Prawdziwe Pompeje – archeologia archeologii! Domu misji strzegą trzy wielkie psy, nazwane pieszczotliwie Małpka, Żabka i Biedronka, mieszkające na pół dziko w obszernym, zapuszczonym ogrodzie, przynależącym do domu archeologa. Wewnątrz sporo drzew owocowych; jest też mała koza, która nieustannie meczy.

Mieszkańcy ekspedycji na co dzień spotykają się z rozmaitymi wyzwaniami. Zdarzają się i kryzysy, które czasem uderzają z najmniej oczekiwanej strony.

Jeden z nich wywołała wynajęta przez archeologów kucharka. Nie była zadowolona z warunków pracy, a misję opuściła zaledwie po dniu urzędowania. Kolejna przybyła po południu, ale mieszkańcom nie udało się nawiązać z nią dialogu: nie chciała gotować według potrzeb misji, a na wieść o tym, że będzie musiała przyrządzać również dania bezmięsne (jedna ze studentek jest wegetarianką) wydęła usta i złożyła wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Wieczorne szaszłyki stanęły pod znakiem zapytania. Sytuację uratowali gruzińscy archeolodzy i polskie studentki, którzy wzięli sprawy w swoje ręce. W takich sytuacjach nieoceniony bywa też baniaczek wina w kolorze bursztynu…

W jadalni stoją misji dwa stoły. Przy większym zasiadają polscy studenci wraz z młodszymi pracownikami naukowymi z Gruzińskiego Muzeum Narodowego, przy mniejszym – szefostwo misji i starsi gruzińscy badacze. Stoły podkreślają jednocześnie podział językowy. Przy pierwszym w czasie posiłków słychać głównie angielski, przy drugim – rosyjski.

Gruzja flirtuje z Zachodem: przy każdym z budynków instytucji publicznych łopocą flagi UE. Takiej ich liczby próżno szukać nawet w Brukseli! Przy stróżówce bazy archeologicznej łopoce jednak tylko flaga gruzińska...

Dla szefa ekspedycji, wspomnianego dr. Piotra Jaworskiego, trudne warunki to nic nowego. Gdy kilka lat temu rozpoczęła się arabska wiosna - jego praca łatwo mogła pójść na marne. Dr Jaworski zajmował się wówczas w Libii naukowym opracowywaniem monet, odkrytych przez polską misję w antycznym mieście Ptolemais. Zwłaszcza w tym kraju rewolucja szybko przyniosła chaos. Misja nie wróciła już do Ptolemais, a odkryte w czasie badań monety trafiły do magazynu miejscowego muzeum. W 2014 r. dr Jaworski postanowił znów się nimi zająć, aby dokończyć habilitację.

Pracownicy lokalnej służby starożytności przyjęli go serdecznie. Z opracowaniem monet zaszył się w wynajętym domu, z którego - dla bezpieczeństwa - w ogóle nie wychodził. A jednak pewnego dnia do drzwi posesji archeologa zaczęło się natarczywie łomotanie. W końcu przez mur przeskoczył młody człowiek, z karabinem. "Ojciec mówił, że bardzo się boisz... Przyniosłem ci broń".

Szymon Zdziebłowski

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024